Kto jest z nami?

uchodzcyTrwa burzliwa, momentami nawet gorsząca dyskusja wokół uchodźców. Czy otwierać dla nich bramy państw europejskich, ile  tysięcy przyjąć, według jakiego klucza? Wielu zastanawia się, czy będą z nami, czy może będą przeciwko nam. Pan Jezus daje dzisiaj prostą zasadę: Kto nie jest przeciwko nam, ten jest z nami. Jeśli więc ci umęczeni ludzie: mężczyźni, matki z dziećmi, idą w naszą stronę, to chyba nie mają zamiaru nas zniszczyć. Oczekują od nas pomocy, bo stracili wielu swoich bliskich, swój dobytek, nie mają do czego wracać. Owszem, mamy prawo zastanawiać się, czy są wśród nich dywersanci albo konkretnie jacyś terroryści. Ale przecież to nasze dmuchanie na zimne nie może spowodować, że zamkniemy się na wszystkich. W tym kontekście ciśnie się do głowy inne pytanie, czy my sami, we własnym domu, wierzący w tego samego Pana Jezusa, jesteśmy zawsze jednomyślni ze sobą albo jesteśmy przeciwko sobie. Już bardzo pobieżna obserwacja toczących się dyskusji politycznych, publicznych, obnaża smutną prawdę o tym, jak bardzo ludzie poróżnieni są między sobą, jak bardzo są przeciwko sobie, jeden przeciwko drugiemu; rodacy, chrześcijanie, nieraz w ramach jednej rodziny. Św. Piotr pisze, że na tej ziemi wszyscy jesteśmy przybyszami, cudzoziemcami, obcymi. I ta prawda powinna nam ułatwiać zgodne życie między sobą, w imię Pana Jezusa.

[prob.]




O czym to rozprawialiście w drodze?

uczniowieCodziennie, w drodze do pracy, w pracy, w domu, w sklepie, rozmawiamy o różnych sprawach. Ich tematem są sprawy rodzinne, wychowanie dzieci, szkoła, Kościół, sąsiedzi, bieżąca polityka, wciąż rosnące rachunki: za prąd, wodę, zaciągnięte kredyty, za korepetycje dzieci… Te rozmowy dość często kończą się ostrą wymianą zdań albo małymi lub większymi sprzeczkami. Ewangelia z dzisiejszej niedzieli mówi, że uczniowie Pana Jezusa też w drodze się posprzeczali. Chyba nie o kredyty, ani o ceny za prąd. Potem okazało się, ze pokłócili się o to, kto z nich jest największy, najważniejszy. To takie ludzkie, każdy chciałby mieć rację. Zawsze każdy chce postawić na swoim. I co? Jajco! Wszystko jest po staremu. Pan Jezus mówi na to wszystko: Kto przyjmuje jedno z tych dzieci w imię moje, Mnie przyjmuje. Dzieci są naszym największym zadaniem. Nasza troska o dzieci odziera nas z wszystkich masek, pomadek, kolczyków w uszach i w innych miejscach, nam tylko wiadomych. Przeglądamy się w naszych dzieciach a one przeglądają się w nas. I tu zaczyna się surowa, albo może lepiej normalna rzeczywistość. Czasami wolna o wpływów tego świata, nieraz mocno zainfekowana, że wszyscy są od tego chorzy. Rodzina jest lekarstwem na całe zło, szczególnie wtedy, gdy na Bogu się opiera. Albo nosi w sobie wszystkie choroby tego świata.

[prob.]




Wiara bez pożytku

nieboŚw. Jakub w drugim czytaniu porusza ważną sprawę. Pyta, jaki jest pożytek z wiary. W życiu wielu ludzi wiara leży odłogiem, jak wielkie urodzajne pole. Owszem, potrafią jeszcze wskazać jego obszar, zasięg, ale nie potrafią powiedzieć, jakie wydaje owoce, jaki z niego urodzaj. Ochrzczeni, byli u Pierwszej Komunii Świętej, wybierzmowani, nawet po ślubie kościelnym, ba! nawet przyjęli kolędę. Niby wszystko w porządku, zadowoleni. Czego jeszcze od nich wymagać? A jeśli ktoś się o to pokusi, to przewrotnie przekonują, że do kościoła nie chodzą, bo znają tych świętoszków, co do kościoła chodzą, i nie są wcale od nich lepsi. Często nawet gorsi. Jeśli im wierzyć, to i jedna i druga wiara nie daje tym ludziom żadnego pożytku. No właśnie, to ważne pytanie, jakie każdy chrześcijanin musi sobie postawić. Jaki z tego pożytek, że co niedzielę chodzę do kościoła na Mszę, że jestem ochrzczony w wierze Kościoła katolickiego, że moje małżeństwo jest sakramentalne… Wiara to życie z Bogiem, to codzienne pogłębianie osobistej więzi z Panem Jezusem, to żywa świadomość przynależności do wspólnoty Kościoła. Sam Bóg jest moim największym pożytkiem; zawierzenie Panu Jezusowi jest moją największą nagrodą i spełnieniem, życie w mocy Ducha Świętego, który przychodzi z pomocą w moich słabościach – oto największy pożytek z wiary.

[prob.]




Mieć wzgląd na osoby

nauczajacy_jezusCodziennie poruszamy się w świecie różnych osób: bliskich, znajomych i krewnych, przyjaciół i wrogów, wierzących i niewierzących. Są pewne zasady, czyli tzw. porządek miłości, wedle którego np. nasze własne dziecko zasługuje na większą miłość niż osoba nam obca, własna żona bardziej niż nawet najlepszy znajomy, osoba chora niż osoba w pełni sił. Gdy kierujemy się tym porządkiem nikt nam nie powinien zarzucić, że mamy wzgląd na osoby, tzn. że jednych dyskryminujemy a innych faworyzujemy. A dzisiaj św. Jakub pisze: Niech wiara wasza w Pana naszego Jezusa Chrystusa uwielbionego nie ma względu na osoby. W ten naturalny porządek miłości między ludźmi zostaje wprowadzona wiara w Jezusa Chrystusa. Wiara ta nie tylko w nowy sposób organizuje relacje między ludźmi, ale w pewnym sensie nawet je wywraca. Zwłaszcza wtedy, gdy wierzący w Pana Jezusa zostają wezwani do miłowania swoich nieprzyjaciół, do błogosławienia tych, którzy nas prześladują. O tych, którzy nie są w stanie wprowadzać w życie tych trudnych zasad, możemy powiedzieć, że nie mają w sobie ducha Chrystusowego. Niestety, takich ludzi jest bardzo wielu. Tymczasem wiara w Pana Jezusa nie powinna iść swoją drogą, a wymagania życia, swoją. Panie Jezu, bądź uwielbiony. Niech wiara w Ciebie uzdolni nas do tego, byśmy nie mieli względu na osoby.

[prob.]




Zło z wnętrza pochodzi

nauki_jezusaO zło zwykliśmy obwiniać cały świat; szatana, innych ludzi, jakieś fatum, które nad nami ciąży, czasami nawet Pana Boga, tylko nie siebie. A tymczasem dzisiaj dowiadujemy się, i to z ust samego Pana Jezusa, że zło z naszego wnętrza pochodzi. Bo i taka jest prawda. Nawet szatan nie ma nad nami mocy, jeśli mu na to nie pozwolimy. Jesteśmy w stanie sprzeciwić się nawet woli samego Boga. Bo to my o tym decydujemy, to w naszym wnętrzu rodzi się fiat albo wybór zła. Niby nigdy nie wybieramy zła jako takiego; zło zawsze ubiera się w pozory dobra. Choć nieraz kilka razy popełniamy te same grzechy, więc nie mamy już złudzeń, a jednak znowu robimy to samo, i znowu żałujemy. To, że z wnętrza pochodzi zło, to nie ulega wątpliwości. Ale to nie jest cała prawda ewangeliczna. Ewangeliczna jest prawda o nawróceniu człowieka, które również rodzi się w ludzkim wnętrzu: Zabiorę się i pójdę do mojego Ojca, i powiem Mu: Ojcze zgrzeszyłem… Matka może się w tej intencji modlić, nawet pełny kościół, ale ta ostateczna decyzja zapada w ludzkim sercu, czyli wnętrzu. Bo taka jest nasza godność, godność dziecka Bożego. Bylibyśmy najbardziej upośledzonymi istotami, gdyby Pan Bóg odebrał nam wolność, wolną wolę. To nie jest żaden błąd, że Bóg Ojciec stworzył nas właśnie takimi. Właśnie z tego powodu wszystko jest takie ciekawe.

[prob.]




Bądźcie sobie wzajemnie poddani

Poddaństwo dzisiaj kojarzy się źle. Znamy je jeszcze z filmów historycznych, które opowiadają o złym traktowaniu ludzi poddanych władzy. Poddaństwo jest słowem, które nie ma miejsca w słowniku demokracji. Dotyczy to szeroko pojętych relacji społecznych, a już na pewno relacji małżeńskich. Słowa zawarte w pierwszym czytaniu: mąż, żona, są konsekwentnie zastępowane słowem: partner. A spróbowałby kto mówić o relacjach między tymi partnerami w kategoriach poddaństwa! Najlepiej więc zasięgnąć wiedzy u małżonków, z wieloletnim stażem, którym nie jest obce ani słowo partnerstwo ani poddaństwo. Są dla siebie prawdziwymi partnerami, w najgłębszym tego słowa znaczeniu, tzn. jedno stanowi nierozerwalną część (pars) drugiego, a jednocześnie są sobie poddani, tzn. jedno bez drugiego żyć nie może. Jedno potrzebuje drugiego. Św. Paweł jeszcze bardziej uwzniośla tę relację, gdy odnosi ją do Chrystusa: Bądźcie sobie wzajemnie poddani w bojaźni Chrystusowej. Pan Jezus – Głowa, i Jego Kościół – Ciało, to najwznioślejsze wyobrażenie relacji małżeńskich. Chrystus, który umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie. Niby dwie różne części: Chrystus i Jego Kościół, mąż i żona, a jednak ściśle ze sobą złączone, nie mogące żyć bez siebie. Panie, daj zrozumienie tej wielkiej tajemnicy wszystkim małżonkom.

[prob.]




Wyzyskujcie chwilę sposobną

modlitwa-dzieckaTo chyba największa życiowa sztuka: umiejętność wyzyskania sposobnej chwili. Czy każda chwila jest sposobna, czyli właściwa? Niekoniecznie. Oto sytuacja, w której mamy ochotę powiedzieć komuś coś mocnego. Jednak gryziemy się w język, i milczymy. Potem czujemy ulgę, bo widzimy, że uniknęliśmy wielkiej awantury. Ale może być i tak, że nadarza się jakby najlepsza okazja, żeby pogodzić się z bliźnim, z którym już długo nie rozmawiamy. I, niestety, zabrakło nam odwagi. Nie wyzyskaliśmy właściwie sposobnej chwili, która już może tak szybko się nie powtórzy. Trwanie w niezgodzie przedłuży się o dalsze dni, a może lata. Dzisiaj wielu ludzi ma z tym kłopot, nie potrafią roztropnie wyzyskiwać tych najbardziej sposobnych chwil. Niby są bardzo zaabsorbowani życiem, pracą, że nawet nie potrafią znaleźć czasu, by przyjechać na pogrzeb własnej matki, by zawczasu ochrzcić własne dziecko. Nie potrafią znaleźć czasu na własny ślub. Wszystko, co w życiu robią, niby jest poświęcone życiu, jednak jeszcze nie teraz, kiedyś, gdy jeszcze zrobią to i tamto… A życie przecieka przez palce. Wyzyskać chwilę sposobną, to wybrać się na niedzielną Mszę św., to pomodlić się rano i wieczorem. To także długie siedzenie przy stole z rodziną. To rozmowa z dzieckiem, szczera rozmowa z małżonkiem, to radość bycia razem.

[prob.]




Wstań, jedz, bo przed tobą długa droga

eliaszPożywienie jakim został nakarmiony prorok Eliasz jest zapowiedzią chleba eucharystycznego, który jest chlebem życia. Eliasz był już gotów umrzeć. Gdy został cudownie nakarmiony, odżyły w nim siły, i szedł jeszcze przez pustynię czterdzieści dni i nocy. Osiągnął cel. Pan Jezus  dzisiaj mówi: Kto we Mnie wierzy, ma życie wieczne. Jam jest chleb życia. Ojcowie wasi jedli mannę na pustyni i pomarli. To jest chleb, który z nieba zstępuje: kto go spożywa, nie umrze. Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata. Komunia święta jest pokarmem na drogę, ale jest również celem, bo w postaci Chleba eucharystycznego jest obecny sam Chrystus. Nikt z nas nie wie, jaką jeszcze ma drogę do przebycia. Z Bogiem przeżywana, będzie długa: Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Kiedy zaniedbujemy przyjmowanie Komunii świętej, to ustajemy w drodze; nachodzą nas złe myśli, różne lęki i obawy. Nie chce nam się żyć, stajemy się krótkowzroczni. Myślimy tylko po ludzku. Pojawiają się zachowania raniące, o których pisze św. Paweł Apostoł. Przed nami długa droga; z dziećmi, rodziną, przyjaciółmi. Zabierajmy chętnie i często na tę drogę Pana Jezusa, który jest Chlebem życia.

[prob.]




Dzienna potrzeba

jedzenieKryterium potrzeby dziennej jest względne. Mamy różne potrzeby, ale także różne możliwości ich zaspokajania. Są rodziny, nie tylko w krajach skrajnego ubóstwa, których nie stać nawet na jeden dzienny posiłek. Są również ludzie, którzy z tym nie mają żadnego problemu. Jedzą wykwintne dania, kiedy tylko chcą. Ale tu nie chodzi o samo tylko jedzenie. Przecież codzienne zaspokajamy różne potrzeby. Jesteśmy kuszeni różnymi promocjami, przecenami, by tylko kupić. Gdy wracamy do domu, zastanawiamy się, czy nie daliśmy się kolejny raz nabrać. Do Izraelitów szemrzących na pustyni, Bóg powiedział: Każdego dnia będzie zbierał według potrzeby dziennej. Po co więcej, zwłaszcza gdy człowiek jest w drodze. Przecież tu, na ziemi, wszyscy jesteśmy w drodze. Potrzeba dzienna to jest to, co jest potrzebą całego naszego życia. Człowiek potrzebuje tak niewiele. Czym rożni się nagle umierający miliarder od tzw. zwykłego człowieka, który wiąże koniec z końcem. Dzienna potrzeba, o której dzisiaj mówi Pismo, to nie tylko poprzestawanie na tym, co wystarczy, by godnie przeżyć kolejny dzień. To także umiejętność przeżywania całego swojego życia w sposób godny i święty. W radości, w duchowej łączności z Bogiem i bliźnim. Codziennie od Boga otrzymujemy tak wiele miłości, która dalece przewyższa miary naszych dziennych potrzeb.

[prob.]




Święta Anna osamotniona

samotrzeciaCzłowieka nie można do końca zrozumieć bez Chrystusa. Te słowa dotyczą również św. Anny. Nie można jej rozumieć bez Chrystusa. Gromadzimy się w kolejny nasz odpust, by uczcić Jezusa Chrystusa przez życie i zawierzenie św. Anny. Św. Anna na wszystkich obrazach i figurach nigdy nie jest osamotniona. Ta z Góry św. Anny, nazywana Samotrzecią, jest ukazana jako spełniona Babcia; na jednej ręce trzyma swoją córkę Maryję, a na drugiej mocno przyciska do siebie swego wnuka, Pana Jezusa. Trzeba by więc dodać, że nie można do końca zrozumieć św. Anny bez Maryi i Pana Jezusa. Nasza figura w ołtarzu głównym pokazuje św. Annę, która delikatnie wprowadza swoją córeczkę Maryję w życie, to znaczy kieruje ją ku temu celowi, którym jest Jezus Chrystus. Szczęśliwe te babcie i mamy, które są takie samotrzecie, czyli otoczone swoimi dziećmi i wnukami. A najbardziej te, których szczęśliwe oczy widzą jak ich własne dzieci i wnuki kierują swoją nadzieję i miłość ku Chrystusowi. Którzy starają się rozumieć swoje życie w świetle nauki i wiary w Pana Jezusa. Szczęśliwe te rodziny, które cały swój los starają się rozumieć i rozwijać w oparciu o moc i mądrość Chrystusowej Ewangelii. Choć widok babci osamotnionej, opuszczonej przez bliskich nie należy dzisiaj do rzadkości.

[prob.]