Nie bój się, mała trzódko

Pan Jezus często przemawiał do tłumów, które za Nim podążały. Dzisiaj, bardzo delikatnie zwraca się do swoich uczniów nazywając ich małą trzódką: Nie bój się, mała trzódko, gdyż spodobało się Ojcu waszemu dać wam królestwo. Chrystus nie jest megalomanem, nie idzie na wysokie statystyki. Nie mówi: jest nas mało albo dużo, mogłoby być nas więcej? On zwraca się do tej najmniejszej cząstki, do tych, którzy są najbliżej Niego: nie bójcie się, to wam Bóg Ojciec obiecuje królestwo.  

Lubimy obserwować statystyki, także te, które dotyczą religijności. Jaki procent społeczeństwa deklaruje się jako wierzący. Ten procent jest wciąż stosunkowo wysoki, ale jeszcze wyższy jest procent ludzi ochrzczonych, choć wśród nich są tacy, którzy określają się już jako niewierzący. Można pogubić się w tych zawiłych statystykach, zwłaszcza gdy uświadomimy sobie jak mocno podzielone, a nawet poróżnione jest nasze społeczeństwo, nie tylko pod względem politycznym, ale również religijnym, katolickim.

Być może właśnie taka sytuacja pomaga nam lepiej zrozumieć zamiar Pana Jezusa, gdy zwraca się do małej trzódki, a więc do tych swoich uczniów, którzy rzeczywiście do Niego przyznają się i należą, nie tyle statystycznie, ale sercem, wiarą i autentyczną miłością. Do tych, którzy nieustannie podejmują trud nawrócenia, wsłuchują się w Jego słowo, i karmią się pokarmem eucharystycznym. Mała trzódka to grono uczniów Pana Jezusa, ale to również ta cząstka w każdym z nas, w której rzeczywiście żywy jest Duch Chrystusa, przemieniający nas i uświecający. [prob.]




Przypowieść o nienasyceniu

Od z
pozoru niewinnej zapobiegliwości do grzechu chciwości jest bardzo blisko.
Pracujemy, zarabiamy, kupujemy, gromadzimy? Jeszcze to by się przydało, jeszcze
to jest potrzebne. A to już jest niemodne, nienowoczesne… W miejsce
wyrzucanych gabarytów pojawiają się nowe graty. Gromadzimy coraz więcej
rzeczy i urządzeń, potrzebnych i niepotrzebnych. Ta dzisiejsza ewangeliczna
przypowieść jest opowieścią o ludzkim nienasyceniu. Gdy mamy trochę, chcemy
więcej! Gdy mamy więcej, brakuje jeszcze trochę! I tak w koło! Czasami słyszymy
o ludziach w podeszłym wieku, którzy mają zawalone mieszkania stertami
gazet, pudełek, bo wszystko się przyda, wszystko jest ważne, i nie zamierzają
się tego pozbyć. W środku tego wszystkiego odchodzą? Ale w taki sam sposób
dotyczy to także ludzi młodych, aktywnych życiowo. Nienasycona chciwość skrywa
w sobie jakiś rodzaj lęku o siebie. I stoi w sprzeczności z zaufaniem Panu
Bogu. Bóg, owszem, ale na wszelki wypadek warto się życiowo zabezpieczyć. Św.
Paweł pisze do Filipian: To wszystko, co było dla mnie zyskiem, ze względu
na Chrystusa uznałem za stratę. Dla Niego wyzułem się ze wszystkiego
i uznaję to za śmieci, bylebym pozyskał Chrystusa i znalazł się w Nim
.
Uznaję to za śmieci – te słowa to taki swoisty reset wobec
wszystkiego, co udało nam się w życiu zgromadzić, a czego nie będziemy mogli
zabrać ze sobą na tamten świat. Owszem, może będzie to powodem
rodzinnych kłótni, sporów i niezgody trwającej latami. Przy okazji warto siebie
zapytać, czy potrafię dzielić się z innymi tym, co posiadam. Czy potrafię być
bezinteresowny?? [prob.]




Szczęśliwe oczy wasze, że widzą

Jak wielkim darem jest wzrok. Wspominamy chwile gdy
cieszyliśmy się zdolnością widzenia, na dużą odległość, gdy nie mieliśmy
kłopotu z czytaniem, nawet malutkich literek, gdy z daleka rozpoznawaliśmy
znajomych. Teraz nie nadążamy ze zmianą okularów: do czytania, do chodzenia, by
nie potknąć się o kamień. Niektórzy cieszą się, że jeszcze rozpoznają kontury
osób, rzeczy? Utrata wzroku, widzenia, to uciążliwa przypadłość.

Dzisiaj Pan Jezus mówi do swoich uczniów, czyli do nas: Szczęśliwe oczy wasze, że widzą. Wiemy, że nie chodzi tu wyłącznie o dobry wzrok, o sokole oko, ale o wrażliwość innego typu. Przecież można patrzeć i nie widzieć, można widzieć coś pięknego i nie umieć się zachwycać. Można mieć całkiem dobry wzrok i pozostawać ślepym na dobro, na drugiego człowieka, na miłość Pana Boga.  

Na Górze Tabor Chrystus przemienił się na oczach uczniów, dał im nową zdolność widzenia Jego osoby, Jego tajemnicy. Poznali w Nim piękno Boga. Można być niewidomym i mieć oczy serca otwarte na tajemnicę Bożej miłości. Dzisiaj, gdy Pan Jezus mówi do nas: Szczęśliwe oczy wasze, że widzą, to skłania nas do cieszenia się sprawami zwykłymi, w których nie potrafimy dostrzegać Jego obecności i działania. Św. Anna właśnie tego nas uczy. Jej przewidujące oczy, w biegu zwykłych spraw, były otwarte na działanie Boga. I te oczy doczekały widzenia, najpierw córki Maryi, a potem Chrystusa Zbawiciela. [prob.]




Bóg pragnie naszej wyłączności

Najboleśniejsze
są rany zadane przez najbliższych, przez najbardziej kochanych. Gdy nam na kimś
bardzo zależy, to nawet pomijanie nas przez tę osobę boli jak rana zadana
rozpalonym prętem metalu. Bóg pragnie naszej miłości, jak zraniony pragnie
uleczenia. Pragnie naszej wyłączności. Pokazuje to dzisiejsza ewangelia. Przy
pobieżnej lekturze jesteśmy skłonni przyznać rację Marcie, która uwijała się
koło rozmaitych posług
, podczas gdy Maria nic nie robiła, tylko siadła u
nóg Pana i przysłuchiwała się Jego mowie
. Pretensje Marty byłyby w pełni uzasadnione,
gdyby do ich domu przyszedł jakiś zwykły człowiek. Tymczasem pod ludzką
postacią Jezusa przyszedł do nich Chrystus ? Zbawiciel, Bóg. Oczywiście, obie
siostry mogły o tym jeszcze nie wiedzieć, ale tylko siedząca u stóp Pana
i wsłuchana w Jego słowa Maria miała szansę o tym się przekonać. Całkowicie
pochłonięta pracą, troszcząca się i niepokojąca o wiele Marta, traciła
tę szansę. Marta narażała się na niebezpieczeństwo rozminięcia się z Bogiem,
który zagościł pod jej dachem. Ewangeliczna opowieść o Marcie i Marii nie
rozwiązuje alternatywy, czy lepsza jest praca, czy modlitwa. Przypomina, że
nawet najbardziej uczciwa praca może się stać przeszkodą do zbawienia, jeżeli
będzie nas odciągać od Chrystusa, modlitwy, od słuchania słów Pana, od
codziennej troski o sprawy Boże. Pan Jezus pragnie naszej wyłączności,
zwłaszcza gdy oddajemy się modlitwie, gdy jesteśmy na Mszy św…  [prob.]




Co mam czynić?

Codziennie życie każe nam stawiać to pytanie: Co mam
czynić? Dotyczy ono spraw małych, drobnych, ale także dalekosiężnych,
przesądzających o kształcie naszego życia. Pół biedy gdy chodzi o wybór między
tą czy inną parą butów w sklepie, jednym i drugim rodzajem chleba. Choć i to
nie jest bez znaczenia, bo buty mogą być modne, ale niewygodne. Chleb może być
smaczny, ale dla zdrowia lekarz sugerował inny rodzaj pieczywa. To pytanie
zakłada więc możliwość dokonania wielu wyborów, przy czym w jednym momencie
trzeba uwzględnić tyle spraw, aspektów, dzięki którym potem okaże się, że wybór
był dobry, że nie żałujemy podjętej decyzji.  

Ranga tego pytania zdecydowanie rośnie, gdy dotyczy spraw życiowo ważnych. Gdy trzeba w nim rozstrzygać swoje życiowe powołanie, wybór małżonka, wybór szkoły, zawodu. Wybór pracy na miejscu, czy za granicą, daleko od rodziny. Decyzje z tym związane mogą przesądzić o rzeczywistym powodzeniu w życiu, nawet o szczęściu osobistym, rodzinnym, ale też mogą wszystko lub prawie wszystko zrujnować. Dzisiaj pytanie to stawia człowiek Chrystusowi. W naszym życiu każde ważne pytanie winno opierać się o Pana Boga. Trzeba zawsze wsłuchiwać się w Jego słowo, co On myśli o naszych zamiarach, poczynaniach. Tak łatwo popełniamy życiowe błędy, ponosimy wiele porażek, ponieważ nie liczymy się z Jego wolą. Panie, ukaż nam swoją wolę. [prob.]




Wasze imiona zapisane są w niebie

Każdy z nas ma swoje imię. Pan Bóg zna nas po imieniu. U Boga nie ma ludzi bezimiennych. Jest nam miło gdy ktoś nas rozpoznaje po imieniu, nawet po latach. Nauczyciel po latach poznaje swojego ucznia, szef po imieniu poznaje swojego pracownika. Jest nam miło gdy ktoś zwraca się do nas nie tylko po imieniu, ale zdrobniale: Witaj Aniu, dawno cię nie widziałam, co u ciebie, Zosiu, tak dawno cię nie widziałem. Czasami, mimo upływu wielu lat spotykamy kogoś, już dorosłego, i wspominamy fajne czasy. Ludzie się zmieniają a ich imiona pozostają te same. Ludzie odchodzą, ale pozostają żywe ich imiona. Żywe jest imię Mama, Tata, choć już ich nie ma wśród nas, wspominamy imiona naszych dobrych wychowawców, przyjaciół, także wrogów. Dzisiaj Pan Jezus mówi: cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w niebie. Kiedyś poczujemy się zaskoczeni, gdy w trwodze, lęku o wieczność objawi nam się Pan Jezus i zwróci się do nas po imieniu chrzcielnym. Czujemy się wyobcowani, anonimowi, gdy trafiamy do jakiegoś kraju, w którym wszystko jest nowe, gdzie nikogo nie znamy, i nikt nas nie zna po imieniu. Odejście do wieczności nie będzie dla nas odejściem w nieznane. Bóg Ojciec zna swoje dzieci po imieniu. Jakkolwiek będzie wyglądał nasz los wieczny, na pewno najpierw spotkamy Boga Ojca, który zwróci się do nas po imieniu, może nawet zdrobniale. Bo nasze imiona zapisane są w niebie, w sercu Pana Jezusa. [prob.]




Gwałtowność i łagodność…

Dzisiaj ewangelia opowiada o przykrym zdarzeniu, jakie
spotkało Pana Jezusa. Nie przyjęto Go w pewnym samarytańskim miasteczku, gdy
zmierzał do Jerozolimy. Choć fakt ten najbardziej dotknął osoby Syna Bożego, to
jednak wzbudził wielkie oburzenie w sercach uczniów. Jakub i Jan gotowi byli
wymierzyć surową karę dla tego miasteczka: Panie, czy chcesz, a powiemy,
żeby ogień spadł z nieba i zniszczył ich?
W ich słowach wyraźnie widać
gwałtowność, która jest agresywna, ma znamiona kary, odwetu. Pan Jezus
stanowczo zakazał im takiego działania i pokazuje tutaj swoją łagodność.

Dzisiaj trochę brakuje nam ludziom takiej dobrej gwałtowności w trosce o sprawy Boże, o Kościół, o żarliwą modlitwę codzienną. Za to daje się zauważyć wiele oznak gwałtowności nacechowanej agresją, chęcią odwetu. Ja mu pokażę – te słowa słyszy się coraz częściej. Są one początkiem niezgody między ludźmi, czasami bliskimi sobie. Najczęściej prowadzi to do wzajemnego wyniszczania się małżonków, sąsiadów, krewnych. Z drugiej strony coraz więcej oznak takiej pozornej łagodności, która nawołuje do tolerancji, także tam, gdzie rani się uczucia religijne. Dochodzi w ten sposób do swoistego pomylenia z pomieszaniem w dziedzinie bardzo oczywistych ludzkich wartości, ocen i postaw. Jak w każdym czasie, także dzisiaj potrzeba Bożych gwałtowników, szaleńców o łagodności serca zbliżonej do łagodności serca Zbawiciela. [prob.]




Niech zstąpi Duch Twój! Niech zstąpi Duch Twój! Tej Ziemi!

Tytułowe słowa jednoznacznie kojarzą się z historyczną homilią Jana Pawła II wygłoszoną 2 czerwca 1979 r. na Placu Zwycięstwa w Warszawie: Niech zstąpi Duch Twój! Niech zstąpi Duch Twój! Tej Ziemi!  Wszystkich najbardziej poruszyły słowa papieża dodane na końcu, po chwili milczenia: I odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi. Wielu uważa, że moc zawarta w tych prostych słowach stała się źródłem późniejszych przemian, których wtedy nikt się nie spodziewał. Byliśmy jeszcze za murem, za żelazną kurtyną, podobnie jak uczniowie zgromadzeni w Wieczerniku z Maryją, przebywający za zamkniętymi drzwiami, z obawy przed Żydami. My też byliśmy wtedy blisko Niej, a Ona blisko nas, zwłaszcza na Jasnej Górze. Modlitwa Jana Pawła II okazała się swoistym Zstąpieniem Ducha Świętego do naszych serc i na całą naszą ziemię. Jako wielka wspólnota ludzi i każdy osobiście potrzebujemy mocy Ducha Świętego. Duch Święty przychodzi z pomocą naszej ludzkiej słabości. Szczycimy się wielkimi osiągnięciami ducha ludzkiego, ale coraz wyraźniej dostrzegamy, że te osiągnięcia często obracają się przeciwko nam samym, ponieważ nie pochodzą od Ducha Bożego albo są realizowane bez Niego albo wręcz wbrew Niemu. Potrzebą naszych czasów jest ponowienie wołania o zstąpienie Ducha Świętego na Kościół, na nasze urzędy, szkoły i zakłady pracy, na troszczących się o dobro wspólne narodu, na każdego z nas. [prob.]




Rozstał się z nimi i został uniesiony do nieba

Czytałem wzruszające świadectwo pracującej na onkologii dziecięcej pielęgniarki. Umierał kilkuletni chłopiec. Matka próbowała dodać mu otuchy i wlać w jego serce iskierkę nadziei. ? Jutro już wszystko będzie dobrze i wrócimy do domu. ? Nie, jutro będę już w niebie. W tej sytuacji można postawić pytanie, kto w kim budził nadzieję? Rozumiemy nadzieję tej matki, która do końca liczyła na to, że jej syn wróci do domu i będzie mogła cieszyć się jego życiem, bliskością, uśmiechem. Że będzie mogła rano budzić go do szkoły, a wieczorem całować na dobry sen. Takiej nadziei matce odbierać nie można. Nie można też mieć jej za złe, że tą samą nadzieją próbowała zarazić swoje dziecko, by jeszcze budzić w nim moc ozdrowienia, już jakby wbrew nadziei. Mówimy, że nadzieja umiera ostatnia. 

To nie pierwszy raz gdy słyszymy z ust chorego dziecka takie wyznanie: Jutro już będę w niebie. Czy to wynika z dziecięcej naiwności, czy raczej z dziecięcej prostoty. Pan Jezus powiedział: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Świat dziecięcych wyobrażeń jest inny niż dorosłych. Co nie znaczy, że takie słowa w ustach chorego dziecka należy traktować jak urojenie. Codziennie modlimy się słowami: Ojcze nasz, któryś jest w niebie? bądź wola Twoja jako w niebie tak i na ziemi. Niech ta dzisiejsza uroczystość obudzi w nas dziecięce pragnienie spotkania z Bogiem Ojcem w niebie. [prob.]




Mój najpiękniejszy pomysł to moja Matka

Już wiele lat temu te tytułowe słowa w usta Pana Jezusa  włożył francuski pisarz Michel Quoist: Mój najpiękniejszy pomysł to moja Matka. Brakowało mi Matki, więc uczyniłem Ją. Uczyniłem Maryję moją Matką, zanim Ona mnie poczęła. Teraz jestem naprawdę człowiekiem jak wszyscy ludzie. Niczego już im nie mam do pozazdroszczenia, bo i ja mam Matkę. Słowa bardzo wymowne i poruszające. Dzisiaj Dzień Matki. Matka, macierzyństwo to jedna z najpiękniejszych tajemnic (może nawet jedyna, tak piękna) w całym otaczającym nas świecie. Może właśnie dlatego z taką dumą Chrystus podkreśla ten swój pomysł, wśród tak wielu innych, genialnych, boskich: moja Matka. Może nawet Wy same, Kochane Mamy, czujecie się jakoś onieśmielone wobec tej niezwykłej tajemnicy, w której uczestniczycie, którą jest Wasze macierzyństwo. Szczęście, szczęście, szczęście…, bo chyba nie mamy lepszego słowa na określenie tego, co odczuwacie, gdy codziennie budzicie się blisko swoich dzieci albo gdy pierwsza myśl biegnie gdzieś daleko, gdzie już studiują, pracują, żyją? Matka nie przestaje myśleć o swoich dzieciach nawet tam? dokąd już może odeszła. Pamiętam ostatnie spojrzenie mojej Mamy… Wspominam każde Jej spojrzenie, wiele Jej słów, gestów? To jest niesamowite jak wszystkie zostałyście obdarowane przez Boga. Po prostu, tym samym macierzyństwem, którym obdarzył swoją Matkę Maryję. Wiecie o tym? Zdajecie sobie z tego sprawę? Wy też jesteście, każda z Was, najpiękniejszym pomysłem Pana Boga dla siebie samych i dla Waszych dzieci, Rodzin. Wieeeeele łask i radości!

[prob.]