Przypatrzcie się, bracia, powołaniu waszemu

Przypatrzcie się – te słowa św. Pawła zawsze najbardziej kojarzą mi się z matką, która spojrzeniem ogarnia swe malutkie dziecko. W tym patrzeniu jest zachwyt, zadziwienie, ale także pokora i zatroskanie związane z rozwojem dziecka, z jego losem. Myślę, że podobny sposób zapatrzenia się na swoje powołanie proponuje nam dzisiaj św. Paweł. Każdego z nas Pan Bóg obdarował jakimś powołaniem: do małżeństwa, macierzyństwa, ojcostwa czy życia kapłańskiego, do wiary w Boga. Kiedy próbujemy bliżej przypatrzeć się swemu powołaniu dostrzegamy tam tak wiele niemocy, nieporadności, słabości, ludzkiej bezradności. Jednak w tym wszystkim Pan Bóg ukrył swoją wolę, właśnie to, co nazywamy Jego powołaniem. A wszystko po to, by w Panu się chlubił ten, kto się chlubi. Ten sam św. Paweł, który dzisiaj zachęca nas do przypatrzenia się swemu powołaniu, sam mówi: Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia. A w innym miejscu pisze: Przechowujemy zaś ten skarb w naczyniach glinianych, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas. Apostoł ma na myśli skarb powołania do wiary w Pana Jezusa, otrzymany od Niego samego. Przypatrzcie się powołaniu waszemu – oto zadanie, jakie na dzisiejszą niedzielę i najbliższe dni podsuwa nam Bóg przez swego Apostoła. Niech to wezwanie pomoże nam na nowo odkryć głęboki sens naszego życia i wiary, naszych poświęceń, nawet jeśli nam towarzyszy poczucie poniesionych porażek, upadków, popełnionych grzechów. Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia. [prob.]




Czyż Chrystus jest podzielony?

Święty Paweł Apostoł gdy stawiał to pytanie: Czy Chrystus jest podzielony ? nie miał jeszcze żadnego pojęcia o ekumenizmie. Może i dobrze. Jednak już wtedy dostrzegał wielkie niebezpieczeństwo jakim dla młodego Kościoła było podzielenie wśród ludzi tej samej wiary: Ja jestem od Pawła, a ja od Apollosa; ja jestem Kefasa, a ja Chrystusa. Chrystus jest jeden i jeden jest Jego Kościół, którego On sam jest głową. To ludzie są podzieleni między sobą w swych opiniach, w swych uprzedzeniach, sympatiach i antypatiach, w przychylności i wrogości. A Chrystus jest i pozostanie jeden, tak jak i Jego Kościół. Podzielenie wśród ludzi jest wielką trucizną dla wiary i dla życia Kościoła Chrystusowego. Podziały wśród ludzi, podzielenie, odstępstwo może się szminkować wszystkimi kolorami, a i tak nim pozostanie jako rana, którą może zaleczyć jedynie zwrócenie się ku Chrystusowi, nawrócenie serca ku Niemu, obecnemu w Kościele Świętym. Teraz, gdy staramy się przeżywać tę ważną prawdę: Wierzę w Kościół Chrystusowy, bądźmy dumni z naszej wiary w Pana Jezusa w Jego Kościele, który jest Jeden, Święty, Powszechny i Apostolski. Innego Kościoła nie ma, tak jak nie ma innego Chrystusa. Na pewno nasza wiara wymaga nieustannego pogłębienia, które bynajmniej nie dokonuje się na drodze politycznych uzgodnień i manipulacji, ale otwarcia na słowo Boże, które jest żywe i skuteczne. Niech w naszych sercach, jak codzienna modlitwa, wciąż wybrzmiewają słowa: O Panie Boże, dzięki Ci, żeś mi Kościoła otwarł drzwi, w nim żyć i umierać pragnę. [prob.]




Bóg mój stał się moją siłą

Słowa proroka Izajasza są niezwykle osobiste i przekonujące: Bóg mój stał się moją siłą. Bo właściwie kim jest dla mnie Pan Bóg, jeśli rzeczywiście w Niego wierzę. Wielu ludzi poprzestaje na samym tylko wyznaniu albo raczej przyznaniu się do wiary: Tak, jestem wierzący. Owszem, to już jest bardzo wiele. Jednak czasami już nic za tym nie stoi. Wiara nie zawsze jest tą siłą napędzającą ludzkie istnienie. Są takie sklepy, po których pozostał już tylko sam szyld, a w środku jest pusto, nawet nie można tam wejść. To prawda, wiele zależy od nas samych. Wyjeżdżamy do pracy, szkoły, wcześnie rano, gdy jest ciemno, i wracamy wieczorem zmęczeni, gdy znowu jest już ciemno. A w sercu nosimy sprawy, które przynależą do innego świata, które wymagają szczególnej troski, osobiste, rodzinne: szkolne problemy dziecka, niepokój spowodowany własnym stanem zdrowia, zatroskanie o schorowanych rodziców, którymi nikt nie chce się zająć. A trzeba temu wszystkiemu zaradzić. I nie wystarczy powiedzieć: Jakoś to będzie. Nie wystarczy też tłumaczyć się, że nie mam czasu na to wszystko, że praca, że to jest ponad moje siły. W tym miejscu słowa proroka Izajasza zyskują swoje znaczenie dla naszego życia: Bóg mój stał się moją siłą. Słowa te wprowadzają nas w zupełnie nowy porządek, który nie przynależy do tego świata, który wykracza poza nasze możliwości, poza ludzką zapobiegliwość. Tutaj wiara staje się zawierzeniem. Tu powierzamy siebie i wszystko co mamy na naszej głowie Temu, od którego wszystko zależy. Bóg mój stał się moją siłą. Jezu, ufam Tobie. [prob.]




Syn umiłowany

Na ostatniej stronie Listu zamieściłem Testament duchowy Benedykta XVI. Każde zdanie jest tutaj ważne; krótki i zwięzły zapis długiego, pięknego, bogatego życia, prostego i jakże wielkiego człowieka. Po przeczytaniu tego Testamentu można by powiedzieć: oto historia umiłowanego syna Kościoła, rozmiłowanego w Panu Jezusie. Tak krótko, a wydaje się, że wszystko tam jest, bo taki on był, jasny i spójny. Jest wdzięczność Bogu i rodzicom, wdzięczność za wszystko. Pisze: Z perspektywy czasu widzę i rozumiem, że nawet ciemne i męczące odcinki tej drogi służyły mojemu zbawieniu i że to w nich On mnie dobrze prowadził. Jak bliskie nam są te słowa. Był tylko człowiekiem, który też, jak każdy z nas, się potykał, ale Bóg zawsze go podnosił, i zawsze na nowo dawał mu światło swego oblicza.  Jak każdemu z nas, gdy tylko tego pragniemy. Chciałoby się powiedzieć: oto życie spełnione, życie umiłowanego syna Kościoła, od chrztu świętego do samej wieczności. Benedykt XVI kochał także piękno świata, piękno rodzinnych stron, gdzie się wychowywał, a także piękno Italii, zwłaszcza Rzymu, który był jego drugim domem. Nie sposób nie kochać piękna tego miasta (wiecznego) i tego cudownego kraju. Świat, z którego się wywodzimy, gdzie się wychowywaliśmy, jest piękny. Piękny jest świat, który możemy poznawać. Przecież tu się uświęcamy, tu podziwiamy cuda naszego Stwórcy. Dziękujemy Papieżowi za jego słowa zachęty i umocnienia: Trwajcie mocno w wierze! Nie dajcie się zwieść!  Ojcze Święty, byłeś i pozostaniesz nam zawsze bliski, wspieraj nas z nieba. [prob.]




Anioł Pański – kurier Boży

Cokolwiek byśmy nie powiedzieli o tej tajemniczej istocie, którą jest Anioł Pański, nikt nie zaprzeczy, że w historii zbawienia jego rola jest nie do przecenienia. Anioł Pański zwiastował Pannie Maryi, a dzisiaj ten sam Anioł Pański przychodzi we śnie do Józefa. Anioł Pański na pewno nie jest Bogiem, ale przychodzi w imieniu Pana Boga. Jest Bożym kurierem przez którego Pan Bóg zbliża się do ludzi, by im oznajmić coś bardzo ważnego. A nikt nie wątpi, że to, z czym Anioł przyszedł do Maryi i Józefa, było na wagę zbawienia każdego człowieka. Codziennie zalewani jesteśmy mnóstwem różnych informacji, dobrych lub złych, prawdziwych lub kłamliwych, radosnych i smutnych. Wśród informacji znajdujemy takie, które są ważne, ale i takie, które nie są wcale ważne, nie mają żadnego znaczenia. Zdarza się, że w tym natłoku informacji skrywa się wiele nieprawdy. Jesteśmy na różny sposób manipulowani ciepłymi reklamami, niusami, poglądami tzw. osób i środowisk opiniotwórczych. Gubimy się pomiędzy różnymi portalami internetowymi. Potrzeba nam wytężonej, krytycznej uwagi, potrzeba nam spokojnego namysłu, by nie łykać tego wszystkiego, jak leci. Maryja i Józef byli otwarci na Boże natchnienia, które otrzymywali przez Anioła. Dla nich znaczyło to najwięcej. Wielu z nas, codziennie odmawia tę piękną modlitwę jaką jest Anioł Pański: po przebudzeniu, w południe, przed snem. Chciejmy z tej pięknej modlitwy uczyć się prostej otwartości na Boże natchnienia, jak Maryja i Józef. [prob.]




Radość przygłuszona

W dzisiejszym Gościu Niedzielnym znajdziemy ciekawy artykuł poświęcony ikonom malowanym na deskach po skrzyniach z amunicją. Oczywiście chodzi o skrzynie po amunicji wykorzystanej na wojnie w Ukrainie. Skrzynie będące symbolem bólu i cierpienia, lęku i strachu, nawet śmierci tysięcy niewinnych osób. A na prostych deszczułkach namalowane postaci świętych; scena ukrzyżowania, wizerunek Matki Boskiej Bolesnej, Pana Jezusa. Autorzy tych swoistych ikon z dramatu wojny, z symbolu śmierci, chcieli wyprowadzić życie, z ciemności próbowali wydobyć światło. Już za dwa tygodnie usłyszymy słowa zwiastujące Boże Narodzenie: Naród kroczący w ciemnościach ujrzał światłość wielką; nad mieszkańcami kraju mroków światło zabłysło. Pomnożyłeś radość, zwiększyłeś wesele. A już dzisiaj Kościół wzywa nas do radości: Gaudete, czyli radujcie się. Ta radość z powodu bliskości Pana Jezusa bywa na różny sposób przytłumiona a nawet przygłuszona hukiem wojennych armat i czołgów. Wprawdzie wszystko dzieje się jeszcze dość daleko, to żywe ślady tych smutnych zdarzeń są obecne pośród nas. Zresztą, wielu z nas, poprzez własne doświadczenia życiowe, zmaganie się z przeciwnościami, chorobami, nadmiarem pracy, też z trudem próbuje się przebić z ciemności do światła, z życiowej szarzyzny ku szczerej świątecznej radości.A jednak, dzisiaj Kościół pragnie w nas obudzić i rozbudzić tę najprawdziwszą radość, jaka płynie z bliskości Pana Boga – prawdziwą radość na pustej skrzyni po amunicji. [prob.]




Pamiętaj, Boże, o Twoim Kościele

Nowy rok liturgiczny daje nam piękną okazję ku temu, by odnowić swoją wiarę w Kościół Chrystusowy. Chcemy na nowo spojrzeć na tajemnicę Kościoła, nie z pozycji obserwatora, krytyka, ale wzrokiem serca, oczami wiary. Więcej, oczami kogoś, kto Kościół kocha, a nawet nie potrafi się bez Niego obejść. Są ludzie, którym wydaje się, że Bóg zapomniał o swoim Kościele. Z czego wynika takie myślenie? Chyba z tego, że traktują Kościół wyłącznie jako arenę ludzkich rozgrywek, graczy i kibiców. Jako obiecującą drużynę, która mocno zawiodła. I nawet jeśli nie bardzo wiedzą do jakiej innej drużyny przystąpić, w tej, do której należą od chrztu nie chcą już uczestniczyć. Warto powiedzieć, że to nie my wybraliśmy Kościół, ale to Kościół nas wybrał. Niestety, tak wielu dzisiaj tego nie rozumie. Bóg pamięta o swoim Kościele; pamięta o mnie i o tobie, pamięta jak wielkim darem nas obdarował. Obdarował ciebie i twoje dzieci, nawet jeśli już o Nim nie chcą słyszeć. On o nich pamięta, pamięcią większą niż pamięć rodzonej matki. Izajasz pisze: Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet, gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie. Na początku tego Adwentu odnówmy w sobie to ważne przeświadczenie, że nasz najlepszy Ojciec nie zapomniał o swoim Kościele. Przecież to On zrodził Kościół w swoim umiłowanym Synu, dając Mu życie pod sercem Maryi. Ogarnijmy tą Bożą pamięcią najpierw siebie, swoje własne życie i swój własny dom. [prob.]




Jak było za dni Noego…

Czytając Ewangelię przypomniałem sobie opowiadanie pewnego człowieka, który ocalał w wielkiej powodzi. Jego ocaleniem było zdrowe drzewo, na które udało mu się wspiąć. Mocno się tego drzewa uchwycił i dzięki temu przeżył. Pod nim, jak tylko okiem sięgnąć, szalał żywioł, który porywał ze sobą wszystko co napotkał po drodze: zwierzęta, ludzi, dobytek, nawet całe domy. To ciekawe, że Ewangelia I Niedzieli Adwentu przywołuje historię potopu, który przyszedł i pochłonął wszystkich. Ocaleli tylko ci, którzy schronili się na drewnianej Arce. Ci przeżyli. Ta Ewangelia pokazuje samą istotę Adwentu, czasu oczekiwania na Boże Narodzenie. Żyjemy w czasach swoistego potopu; potopu dezinformacji, ludzkiej głupoty, strojącej się w pióra oświecenia, potopu pełzającej wojny na różnych frontach, gdzie ofiarami są młodzi i dzieci, dorośli i starcy. Już od kilku tygodni na wielu rynkach stoją rozświetlone choinki, które bynajmniej nie mają zwiastować przyjścia Chrystusa, ale otwarcie handlowego sezonu. To jeszcze jeden wymiar dzisiejszego potopu. Adwent to czas oczekiwania na przyjście Pana Jezusa. To oczekiwanie ma swoją przyszłość, ale również ma swoją teraźniejszość. A ta nasza teraźniejszość z Nim polega na tym, byśmy się Go mocno uchwycili, jak drzewa, byśmy w tej zmienności mocno przylgnęli do Jego osoby, do Jego krzyża. Byśmy, oczekując Jego przyjścia, dostrzegli już teraz Jego bliską, ocalającą obecność. Niech Adwent będzie czasem modlitwy i ukochania Rorat. [prob.]




Prawdziwy Król przed królem

W XIII w. mało znany malarz Duccio di Buoninsegna namalował piękne malowidło ukazujące Chrystusa stojącego przed Herodem. Obecnie znajduje się ono w Sienie. Cały obraz utrzymany jest w mocnej czerwieni (kolor męki, ale i miłości). Herod siedzi w koronie, na tronie króla. Chrystus stoi przed nim, ma skrępowane ręce, w otoczeniu żołnierzy i uczonych w Piśmie, którzy Go gwałtownie oskarżali. Herod najpierw był przychylny Jezusowi, nawet bardzo się ucieszył na Jego widok, od dawna bowiem chciał Go ujrzeć. Jednak gdy widział jak Chrystus jest bezwzględnie oskarżany, wzgardził Nim, na pośmiewisko kazał ubrać Go w lśniący płaszcz i odesłał do Piłata. To wymowne malowidło pokazuje Króla prawdziwego, czyli Chrystusa, stojącego przed innym królem. Pan Jezus wydaje się być całkowicie bezradny wobec władzy ziemskiego króla. Ale tylko pozornie, bo to On, Chrystus jest prawdziwym Królem, jedynym Panem i władcą wszechświata. Sieneńskie malowidło w wymowny sposób pokazuje, że właściwie nie tylko król, ale każdy z nas może skrępować Chrystusa, prawdziwego Króla. Każdy z nas może odrzucić Jego władzę nad sobą, całą moc Jego łaski, miłości nad własnym życiem. Może odrzucić Jego panowanie nad sobą, ubierając Go w różne zmyślone szaty i wyobrażenia. Jak wielu odrzuca Chrystusa stworzonego według własnych wyobrażeń, nie takiego, jakim jest naprawdę. Odrzucenie Jego panowania zawsze wiąże się ze zgodą na panowanie innego, nawet szatana. [prob.]




Bądź wytrwałym

Już od samego dzieciństwa mądrzy ludzie: rodzice, nauczyciele, zachęcali nas do wytrwałości: Musisz być wytrwałym w tym co robisz. Słyszą to dzieci, które wykonują trudne zadania domowe, które uczą się gry na instrumentach muzycznych. Jak wiele czasu trzeba poświęcać na ćwiczenia. Wytrwałość znaczy w życiu bardzo wiele. W małżeństwie, w kapłaństwie, w realizacji różnych celów życiowych. Bez wytrwałości trudno cokolwiek osiągnąć. Pracodawcy narzekają na młodych, którzy po kilku dniach uciekają z podjętej pracy. Młodzi księża, kilka lat po święceniach, w zderzeniu z rzeczywistością, porzucają podjęte życiowe zobowiązania. Tak wiele słyszymy o nietrwałych małżeństwach, rozpadających się z dowolnego powodu. Wytrwałość nie jest ostatnią deską ratunku, jest raczej tą cechą człowieka, która pomaga mu osiągać najpiękniejsze cele, mimo pojawiających się w życiu trudności. Człowiek wytrwały to nie jest istota nieczuła; tak jak każdy przeżywa ból, cierpienie, doświadcza różnych przeciwności i trudności życiowych, i rozczarowań. To wszystko jednak nie zmienia kierunku jego życia, nie załamuje się, dalej dąży do obranego celu. W tym dążeniu pomaga mu jego wytrwałość. Ktoś powiedział, że wytrwałość i milczenie to największe cnoty człowieka. Chyba najwyraźniej widzimy to w życiu Matki Najświętszej, wytrwałej i milczącej, także w życiu wielu świętych i błogosławionych. Oznacza to, że wytrwałość człowieka zakotwiczona w zaufaniu Panu Bogu potrafi przenosić całe góry trudności. [prob.]