Co by było gdybyśmy mogli Boga spotykać tak jak spotykamy człowieka? Jak spotykamy matkę, własne dziecko, sąsiada, znajomego, przyjaciela. Gdybyśmy mogli podać Mu rękę, na dzień dobry, pogawędzić przez chwilę, o tym i o tamtym. Czy byłoby nam wtedy łatwiej, czy nasza wiara byłaby pewniejsza, czy istnieliby jeszcze niewierzący? Przecież czasami mamy trudności, by zaufać osobie najbliższej, budzi się w nas milion podejrzeń, z byle powodu, choć wydawało się, że wszystko jest jasne, oczywiste…
Człowiek, nawet nam najbliższy, pozostaje dla nas tajemnicą, a cóż dopiero Pan Bóg. Człowiek nas zaskakuje, raz się otwiera, to znowu ukrywa się. Zastanawiamy się, co w nim jest. Człowiek przemienia się, i Bóg się przemienia. Są takie chwile w naszym życiu, w których Pan Bóg jest nam bardzo bliski. I są takie, gdy wcale nie czujemy Jego obecności. Bylibyśmy godni pożałowania, gdyby istnienie Boga zależało od naszych uczuć. On jest obecny i bliski wtedy, gdy wcale nie odczuwamy Jego bliskości, jest bliski i kochający nas w każdej sytuacji życia. Dzisiaj ewangelia mówi, że Bóg ukrywał się w obłoku. Ów obłok jest mieszkaniem Boga; choć zasłania Jego oblicze, to jednak objawia Jego bliskość. Tak jak Eucharystia, w której Pan Jezus jest pod osłoną chleba i wina, w swym Ciele i w swojej Krwi. Tak jak w spowiedzi, gdy wychodzimy z konfesjonału, przemienieni, wyraźniej czujący Jego wielkie, dobre serce. [prob.]