Czy można sobie wyobrazić chrześcijaństwo bez krzyża? Na pewno nie. Choć są dzisiaj środowiska chrześcijańskie, które robią wiele, by przynajmniej krzyż wziąć w nawias, by wywieźć go za miasto, wynieść z klasy szkolnej, z sali obrad, z sali szpitalnej. Chodzi o znak krzyża. Ale podobnie jest w życiu. Niechętnie godzimy się z różnymi postaciami krzyża, jakie przychodzą na nas w codzienności; choroby, przeciwności, ludzkie złośliwości, oszczerstwa, pomówienia, itd. Gdy składamy życzenia, najczęściej życzymy sobie zdrowia, i jeszcze raz zdrowia, szczęścia, pomyślności. Rzadko życzymy naszym bliźnim siły w przeciwnościach, wytrwałości w sytuacjach trudnych, nadziei gdy przyjdzie cierpienie, choroba. Tymczasem każdy ma swój krzyż, który zawsze jakoś pasuje do jego własnego życia. Pan Bóg nigdy nie wkłada na ludzi ciężarów, których by nie umieli unieść. Życie łatwe, lekkie i przyjemne to wielkie egzystencjalne złudzenie. Nie można zrozumieć własnego krzyża bez adoracji Pana Jezusa ukrzyżowanego. Nie można robić z chrześcijaństwa wielkiej zabawy. Nie można zatracić wyjątkowego, duchowego charakteru dnia, w którym umarł Chrystus. Zamiast pytać, na jakie jeszcze szaleństwa pozwoli nam episkopat, co pozwoli nam zjeść, trzeba się zastanawiać, jak mógłbym jeszcze lepiej uczcić Pana Jezusa ukrzyżowanego.
[prob.]